Historia Angeliki

Zaczęło się od jednej awantury w domu. Ojciec i matka byli pijani.  Przyszedł jakiś facet, który mówił coś o pieniądzach. Zaczęli się szarpać, bić. Matka pierwsza upadła na podłogę. Ojciec próbował machać pięściami, ale był zbyt pijany, żeby trafić. Po chwili leżał tuż obok matki i na zmianę przyjmowali ciosy. Wielkie buciory faceta lądowały na ich bezbronnych ciałach.   

Angelika wybiegła na klatkę schodową.

– Ratunkuuuuu!

Może gdyby wiedziała wtedy, że tak się to skończy, postąpiłaby inaczej… Może schowałyby się z siostrą w łazience… Nieraz przecież tak robiły.

Tego dnia policja wywiozła Angelikę i jej siostrę do pogotowia opiekuńczego. Nigdy już nie miały mieć prawdziwego domu. Rodzice dziewczynek nie dostali szansy na poprawę. Sąd szybko podjął decyzję o pozbawieniu ich władzy rodzicielskiej.

Z pogotowia dziewczynki trafiły do rodziny zastępczej. Ci ludzie chcieli wziąć tylko jedno dziecko, więc Angelika była tam jakby na doczepkę. Sąd nie zgodził się, by rozdzielić ją z siostrą.

Któregoś dnia spytała tej obcej pani, czy może mówić do niej mamo, ale ona chyba nie chciała.

– To tylko słowa – odpowiedziała dziewczynce.

Angelika zawsze czuła się gorszym dzieckiem. Nawet jak były święta, miała wrażenie, że wszystko odbywa się za jakąś szybą. Nigdy nie kupowali jej takich prezentów, o których marzyła. Jej siostra dostawała lepsze rzeczy. Tylko to i tak nie miało znaczenia, bo pewnego dnia ci ludzie pokłócili się i wzięli rozwód.

Dziewczynki trafiły do bidula.

Angelice nawet się tam podobało. Było jak w zwyczajnym domu, tylko, że był trochę większy i było w nim więcej dzieci. 

Może właśnie dlatego, że jest ich tam tak dużo, trudno jest je nauczyć dobrych rzeczy?   

Angelika czasem dawała stamtąd nogę z koleżankami i włóczyły się po okolicy. To było bardzo przyjemne! Mogły próbować wszystkiego i prawie nigdy ich nie kontrolowano. Dziewczęta popalały papierosy, piły alkohol, poznawały inne dzieciaki żyjące na osiedlu.  

Latem poznała Roberta. To był wyjątkowy dzień. Wszystko tonęło w słońcu. Jakby to nie był Śląsk, ale jakaś Portugalia!

Kiedy powiedział jej, że jest w jej wieku trochę się zniechęciła, bo wiadomo, że lepiej mieć starszego chłopaka, ale po kilku spotkaniach dała się namówić i postanowiła, że będą ze sobą chodzić.

Robert zawsze miał przy sobie parę złotych na lody czy na piwo. Dawał jej kasę, żeby mogła doładować komórkę i dorzucił się do wymarzonych perfum! Nosił markowe ciuchy, miał fajny telefon, wypasiony zegarek. Jego rodzice dobrze zarabiali, ale mimo wszystko Angelice jego dom wydawał się trochę dziwny.

Robert miał wszystko, o czym Angelika mogła tylko pomarzyć, ale nigdy nie mówił dobrze o swoich rodzicach. Mówił, że są nudziarzami i sztywniakami.  Chyba prawie wcale ich nie słuchał, bo większość czasu spędzał z kumplami na osiedlu i prawie w ogóle nie chodził do szkoły.  

Kiedyś przedstawił Angelikę swojej matce, ale ona patrzyła na nią z góry, a potem zapytała Roberta:

– Czy ty wiesz, kogo ty przyprowadzasz do naszego domu?!

Angelika wtedy dobrze się uczyła i poza drobnym eksperymentowaniem z alkoholem i papierosami właściwie nie robiła złych rzeczy, ale tak już jest, jak się jest z domu dziecka. Wszyscy krzywo patrzą.  Dziecko drugiej kategorii. Dziecko z patologii.

Rodziców Roberta wiecznie nie było w domu – praca, praca, praca. Przesiadywała więc z nim sam na sam w ich wypasionym apartamencie skrupulatnie wyczyszczonym z kurzu przez gosposię i wyobrażała sobie, że to jej przyszły dom.

Robert stawał się coraz bliższy – coraz częściej dotykał, coraz odważniej rozbierał.

– Tyle razy byliście sami u niego w domu, a ty nadal jesteś dziewicą? – dziwiły się koleżanki.

Angelika musiała się zdecydować. Nie chciała być gorsza od dziewczyn i trochę bała się, że Robert nie będzie chciał na „to” czekać zbyt długo. 

Zaczęli więc ze sobą sypiać, bo tak przecież robią nastolatkowie, którzy ze sobą „chodzą”.  Zawsze się zabezpieczali, ale raz, po imprezie, na której za dużo wypili zupełnie o tym zapomnieli. Jak na ironię, ten jeden raz wystarczył, żeby Angelika zaszła w ciążę. Miała piętnaście lat.

Na początku Robert obiecywał, że jej nie zostawi, że jakoś to poukładają, ale gdy brzuch Angeliki stawał się coraz większy i gdy nie dało się go tak łatwo ukryć,  przestał odwiedzać ją w domu dziecka i ciągle miał jakieś wymówki. Unikał spotkań. Urywała się wtedy ze szkoły i szukała go po osiedlach. Im bliżej było do porodu tym więcej sprawiała problemów – wagary, łamanie regulaminu w domu dziecka, kłótnie z wychowawcami. 

Bała się. Była zupełnie sama. Brzuch był coraz cięższy.

Na chwilę przed urodzeniem syna sąd skierował ją do młodzieżowego ośrodka wychowawczego. To był dla niej szok! Przecież ona chciała tylko poukładać sobie wszystko z Robertem! Chciała, żeby przy niej był! Szukała go! Nikt wcześniej nie był z nią tak blisko! Przecież musiała znaleźć jakiś sposób, żeby nie zostać ze wszystkim sama!

Wychowawcy z domu dziecka powiedzieli jej, że w nowym ośrodku nie będzie mogła być z dzieckiem, że to placówka resocjalizacyjna, a nie przytułek dla sierot.

Po urodzeniu syna dali jej chwilę czasu do namysłu. Wywieźli ją razem z małym do specjalnego domu dziecka dla takich dziewczyn jak ona – młodych matek z małymi dziećmi.

To były ciężkie trzy tygodnie. Robert ani razu ich nie odwiedził. Dziecko non stop płakało. Bolały ją piersi. W dodatku trzeba tam było chodzić do szkoły. Kiedy wracała, od razu dostawała syna na ręce. Nawet nie dawali jej czasu, żeby założyła kapcie. To było trudne. Z każdym dniem traciła wiarę, że da radę to udźwignąć.

W gabinecie dyrektorki czekało skierowanie do nowej placówki. Tam Angelika pojedzie już sama. Kilkaset kilometrów od miasta, w którym mieszka Robert!  Koszmar!

Dyrektorka powiedziała, że mogą umieścić małego w domu dziecka albo rodzinie zastępczej.

– Na jakiś czas oczywiście – wyjaśniła.

Gdy Angelika będzie miała osiemnaście lat będzie mogła go odzyskać.  

Angelika kręciła głową. Bo czy może być coś gorszego niż rodzina zastępcza albo dom dziecka?

Zdecydowała się na adopcję. Ludzie biorą dzieci do adopcji, bo nie mogą mieć własnych – tłumaczyła sobie – i na pewno będą go kochać.

Angelika musi wierzyć, że tak właśnie jest, że ludzie, którzy zajęli się jej synem są dla niego dobrzy. Chciałaby móc zobaczyć go choć na chwilę, żeby się o tym przekonać, ale nie jest to możliwe.

Synowi dała na imię Oskar. Nie wie czy tak mówią do niego nowi rodzice.  

Napisała do niego list i poprosiła, by schowano go w dokumentach sądowych. Jeśli go kiedyś przeczyta będzie mógł dowiedzieć się, dlaczego Angelika go oddała. Napisała mu w liście, że nie chciała, żeby miał takie życie jak ona. Napisała, że bardzo go kocha.

Angelika uważa, że nie da się nie kochać własnego dziecka, chociaż jej matka chyba tego nie umiała.

Dwa lata później Robert odnalazł Angelikę. Był zły, że oddała ich dziecko i nazwał ją szmatą.

Blog jest prowadzony w ramach projektu THE BOND (Więź) realizowanego w Programie ERASMUS +

Jeśli chcesz pomóc nieletnim matkom i wesprzeć inicjatywę budowy domu, w którym będą mogły mieszkać ze swoimi dziećmi zajrzyj na stronę akcji społecznej prowadzonej przez firmę kosmetyczną BANDI i Fundację po DRUGIE.

Najnowsze wpisy

Najnowsze komentarze

Archiwa