Nie skreślajcie nas

6 czerwca 2016 rok opuszczam zakład poprawczy po pięciu latach.

Myślę sobie: „Boże, w końcu jestem wolna, zaczynam nowe życie, nikt już nie będzie mnie kontrolował!”. Oczywiście to była walka samej ze sobą, bo tak naprawdę byłam pełna lęków i obaw, ale co tam! Przecież właśnie znalazłam miłość swojego życia!  Bardziej szczęśliwa, niż w tamtym momencie, chyba już być nie mogłam.

On też był po poprawczaku.

1 sierpnia przeprowadziłam się do niego, do innego miasta. Nowe miejsce, nowe życie. Razem…

10 września robię test ciążowy. Wychodzi pozytywnie. Pięć kolejnych również.

Świat mi się wtedy kompletnie zawalił, serio!

Ale, myślę sobie, przecież Sebastian mnie kocha, ja go też kocham. Wszystko będzie dobrze. Uda się. Wyjedziemy za granicę do jego rodziny, tam życie jest już w ogóle łatwiejsze. No, po prostu musi się udać!

Tymczasem już dwa tygodnie po zrobionych testach, cały czar pryska. Moja bajka zaczyna układać się w sposób, który nie wróży szczęśliwego zakończenia.

Tylko co ja mam zrobić? Muszę ciągnąć to dalej. Chcę mieć przecież rodzinę, chcę żeby moje dziecko miało tatę i mamę. Wierzę, że jak już wyjedziemy z Polski, wszystko się zmieni. Wierzę, że będzie lepiej.

Wyjechaliśmy i nic. Po pięciu miesiącach wróciliśmy do kraju i z każdym dniem było coraz gorzej.

Gdy byłam w siódmym miesiącu cofnięto mnie do zakładu poprawczego z powodu zagrożenia ciąży.

Sebastian zniknął.

Zostałam sama. Sama z moją córką, którą nosiłam pod sercem.

Sama ze strachem czy będę w stanie ją pokochać, bo ciąża obróciła moje życie o sto osiemdziesiąt stopni i zablokowała mi wiele spraw.

Sama bez rodziny…

Sama miałam wrócić też do mojej pustej kawalerki, którą otrzymałam od miasta.

Mam dziewiętnaście lat, pięć lat spędzonych w placówce, miesiąc bawienia się poza murami i osiem miesięcy miłości mojego życia, która okazuje się trucizną dla mojego serca, a nie miłością.

Dziś już nie jestem w stanie sobie przypomnieć jaki miałam mętlik w głowie, ile obaw i strachu, ale możecie sobie wyobrazić jak to mogło wyglądać.

Dziś moja córka ma już półtora roku i nie wyobrażam sobie życia bez niej.  Gdy widzę jak przygląda mi się ta mała dziewczynka z moimi oczami i tym pięknym uśmiechem, myślę sobie, że nic lepszego w życiu mnie spotkać nie mogło. To ona  pokazała mi, że mam siłę, o jakiej nawet  nie śniłam…

Nie było mi łatwo. Miałam chwile słabości, stany depresyjne, ale nigdy nie chciałam powiedzieć, że się poddaję.

Oczywiście wiele zawdzięczam Fundacji po DRUGIE, skąd dostałam dużo wsparcia. Bardzo wiele również mojemu wychowawcy z zakładu, który mogę powiedzieć to śmiało, zastąpił mi ojca. Nie chciałam, nie mogłam ich zawieść. Nie mogłam zawieść siebie, ale przede wszystkim mojej córki.

Dziś siedząc i pisząc te słowa uważam siebie za dzielną, silna, młodą matkę. Gdyby nie moja córka nie miałabym pewnie aż tylu powodów do dumy.  Otrzymałam tę najważniejszą rolę w życiu i mam zamiar wykonać ją dobrze.

Życzę tego samego każdej młodej, nastoletniej mamie.

Żadna z nas się nie podda. Tylko jedna prośba – nie przestawajcie w nas wierzyć, nie wątpcie w nas, nie skreślajcie na starcie… To niestety dotyka nas zbyt często.

3 thoughts on “Nie skreślajcie nas

  1. Jesteś wspaniałą, niezastąpioną mamą. Jesteś piękną i cudowną kobietą, bo masz piękne wnętrze i mnóstwo w nim wartości…miłość, wiara i nadzieja. Trzymaj się kochana ciepło. Wierzę, że wychowasz wspaniałego człowieka. Czapki z głów dla takich kobiet jak TY

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Blog jest prowadzony w ramach projektu THE BOND (Więź) realizowanego w Programie ERASMUS +

Jeśli chcesz pomóc nieletnim matkom i wesprzeć inicjatywę budowy domu, w którym będą mogły mieszkać ze swoimi dziećmi zajrzyj na stronę akcji społecznej prowadzonej przez firmę kosmetyczną BANDI i Fundację po DRUGIE.

Najnowsze wpisy

Najnowsze komentarze

Archiwa