Elcia

Najbardziej lubi patrzeć w lustro. Duże niebieskie oczy w ciemnej oprawie długich rzęs, kształtne, lekko różowe usta, wysokie czoło, mały, zgrabny nos. Elcia od zawsze wiedziała, że uroda jest jej największym atutem. Ma to szczęście, że nigdy nie było po niej widać, że urodziła się w patologii.

Prawda o jej życiu nie rzuca się w oczy, dlatego Elcia może udawać, że jest kimś innym, z inną przeszłością.

Prawda jest nie do zniesienia.

Matka Elci pije. Zawsze piła.  

Ojciec siedzi i odkąd sięga pamięcią był w kryminale.

Elcia czasem chciałaby coś dobrego o nich powiedzieć, ale ciężko jej znaleźć chociaż jeden radosny szczegół, jedno małe, najmniejsze dobre wydarzenie z dzieciństwa, którego mogłaby się uczepić.

Pamięta za to wiele innych szczegółów. Choćby te,  kiedy zamroczona alkoholem matka w pomiętym, nieświeżym ubraniu zasypiała na podłodze w kuchni. Albo jak chichrała się kretyńsko popijając tanie wino w towarzystwie Krzyśka z parteru i Wieśka z drugiego piętra, a potem całowała się z nimi półnaga nie zwracając uwagi, że mała Elcia wszystko widzi.

Pamięta jak bardzo czekała, żeby pojechać do ojca na widzenie. Chciała go poznać. Wyobrażała sobie, że zamknęli go przez pomyłkę, że tak naprawdę jest miłym, ciepłym facetem, który mógłby ją w niedzielę zabierać na lody i watę cukrową.

Nigdy do niego nie pojechała. On też nigdy się nie pojawił. Nigdy nie napisał. Nigdy nie zadzwonił.

Elcią zazwyczaj zajmowały się sąsiadki. W kamienicy, w której dorastała, było tylko sześć mieszkań, a aż trzy z nich zajmowały samotne, starsze panie. Elcia nazywała je ciociami. Wołały ją do siebie na obiad, przynosiły cukierki, a czasem nawet prawdziwą czekoladę! Czasem gdy matka sprowadzała sobie nowych kolesi, brały ją do siebie na noc. Elcia bardzo lubiła te ciocie, tylko to właśnie one doniosły na matkę policji. To przez nie wszystko się zmieniło.

Elcia miała 10 lat, gdy trafiła do pogotowia opiekuńczego, a potem była przerzucana z placówki do placówki. Ciotki, które podobno zrobiły to, żeby jej pomóc, którym podobno na niej zależało, nigdy nie przyszły jej odwiedzić. 

– Jak często kąpiesz syna? – kuratorka groźnie spoglądała na Elcię poprawiając okulary, które opadły jej na czubek nosa.

– Przecież wiadomo, że codziennie – dziewczyna wzruszyła ramionami.

– To dlaczego on jest taki brudny?

– Bo chodził po podłodze, to się ubrudził. Trudno, żebym go przez cały dzień trzymała w łóżeczku jak w jakiejś klatce!

Elcia na wszystko potrafi znaleźć odpowiedź. Ma już siedemnaście lat, męża, dziecko i prowadzi dorosłe życie. Jej synek ma już ponad roczek i Elcia od początku radzi sobie z nim praktycznie sama. Mąż niemal cały dzień spędza w pracy, a jak jest w domu, to musi odpocząć i trzeba przyznać, że też się specjalnie nie garnie do opieki.

– Zatem Elu, powinnaś tu trochę posprzątać. Dziecko wygląda jakby tydzień siedziało na jakimś zakurzonym podwórku – kuratorka jest bardzo wymagająca.

– Przecież sprzątam – Elcia nie podda się tak łatwo – tylko wie pani, to się nie da codziennie. Ja mam tu urwanie głowy. Muszę nakarmić dziecko, wyjść z nim na spacer, muszę obiad ugotować i zrobić zakupy… Myśli pani, że ja tu mogę sobie poleżeć?

– Ja po prostu stwierdzam, że dziecko jest brudne, a po tobie wcale nie widać, że nie masz na nic czasu. Makijaż, fryzura…

O czym ta baba mówi? Trudno, żeby Elcia siedziała w domu jak jakiś kocmołuch, tylko dlatego, że ma dziecko. A co to?! Jak się ma dziecko to już zadbać o siebie nie wolno?

Dla Elci przecież wygląd zawsze był na pierwszym miejscu. Dzięki ładnej buzi udawało się jej unikać surowych kar i migać się od przykrych obowiązków. Odpowiednio podkreślone oczy i dopracowana fryzura ukrywały prawdę i pozwalały jej być tą, którą chciała, a nie tą, którą była naprawdę.

– Chyba to, że jestem w domu z dzieckiem nie znaczy, że mam wyglądać jak wywłoka jakaś! – wyrzuciła z siebie.

– Elu, nie masz wyglądać jak wywłoka, ale widzę, że sporo energii wkładasz w te sprawy, a tu trzeba się zajmować domem i dzieckiem – kuratorka nie dawała za wygraną. – A Maciej pomaga ci trochę w tych obowiązkach?

Elcia poznała go dwa lata temu. Był dorosły, miał zawód i pracę, a co najważniejsze – własne mieszkanie.

Była wtedy na przepustce z poprawczaka. Czasem wypuszczali ją na kilka godzin na miasto. To była jedyna atrakcja, na którą mogła sobie pozwolić, bo przecież nie miała gdzie się podziać. Nie było nikogo kto mógłby ją przygarnąć chociaż na parę dni. Matka od lat nie kontaktowała się i nikt nie wiedział co się z nią dzieje. Ojciec nadal siedział, a w domu dziecka, w którym była zanim ją zamknęli, nie chcieli mieć już z nią do czynienia. To przez to, że kiedyś nie wytrzymała i pobiła wychowawczynię.

Na swoich parogodzinnych przepustkach włóczyła się  głównie po centrum handlowym. Oglądała wystawy sklepowe i wyobrażała sobie, że któregoś dnia będzie mogła sobie to wszystko kupić.

Tego dnia weszła do salonu z telefonami komórkowymi. Odłożyła z kieszonkowego 45 złotych na pokrowiec.

Maciek pracował tam jako sprzedawca. Właśnie kończył zmianę i jakoś się zgadali.

Elcia, jeśli tylko miała ochotę, potrafiła zrobić dobre wrażenie!

Maciek był inny od chłopaków, których znała z domu dziecka. Do pracy chodził w koszuli, czasem wkładał krawat i nosił marynarki. Miał zadbane dłonie i piękne paznokcie. Skończył technikum ekonomiczne i zamierzał dalej się uczyć.

Elcia użyła wszystkich swoich mocy, by pozostał w jej życiu na dłużej.

Opowiedziała mu o sobie – samotne dzieciństwo, alkoholizm matki, tułaczka po placówkach. Przykro było o tym słuchać.  Musiał się nią zaopiekować.

W zakładzie nie chcieli się zgodzić, żeby Elcia zostawała u niego na noc, ale dostawała przepustki w czasie, kiedy Maciek miał wolne. Pożyczała ciuchy od koleżanek, farbowała włosy, malowała paznokcie.

Ciąża była najlepszym sposobem, by zatrzymać to wszystko na zawsze.

Elcia miała 16 lat, Maciek był już pełnoletni. Wychowawcy uparli się, żeby wzięli ślub.

– Maciek to nic w domu nie robi – żaliła się kuratorce. – Sama muszę za wszystkim biegać. Myśli pani, że to takie proste?!

Z zakładu zwolnili ją na miesiąc przed porodem. Była kompletnie rozbita! Taka gruba i ciężka! Spuchnięta jak balon. Maciek musiał jej w kółko powtarzać, że nic się nie zmieniło, że nadal wygląda pięknie. Zapewniał, że po porodzie poczuje się lepiej i wszystko wróci do normy.

Kiedy ich synek przyszedł na świat Elcia nie chciała karmić piersią. Uważała, że od karmienia piersi stracą swój kształt.

Maciek coraz rzadziej bywał w domu. Brał dodatkowe dyżury w pracy, bo przecież potrzebują pieniędzy.

Im częściej był poza domem, tym większą uwagę Elcia przywiązywała do swojego wyglądu.

– No dobrze, Elu, a co ze szkołą? Powinnaś wygospodarować czas na naukę i skończyć wreszcie gimnazjum. Chyba Maciek może zająć się dzieckiem przez parę godzin w tygodniu.

Ale Elci wcale nie chciało się chodzić do szkoły. Dziecko było doskonałym pretekstem, żeby tego nie robić.

 – Może jak mały pójdzie do przedszkola… – powiedziała od niechcenia.

Elcia stoi przed lustrem. Maluje oczy. Prostuje włosy. Zrobi się na bóstwo i wszystko się znowu poukłada.

Maciek poszedł na studia i złożył papiery o rozwód. Nie chce udawać, że mogą coś z Elcią zbudować.

Zostawił jej mieszkanie i obiecał, że pomoże finansowo, dopóki Elcia nie stanie na nogi.

A ona skrupulatnie poprawia makijaż. Musi zawalczyć o kolejną szansę.

Blog jest prowadzony w ramach projektu THE BOND (Więź) realizowanego w Programie ERASMUS +

Jeśli chcesz pomóc nieletnim matkom i wesprzeć inicjatywę budowy domu, w którym będą mogły mieszkać ze swoimi dziećmi zajrzyj na stronę akcji społecznej prowadzonej przez firmę kosmetyczną BANDI i Fundację po DRUGIE.

Najnowsze wpisy

Najnowsze komentarze

Archiwa